- Wydruk obudowy i montaż końcowy
No dobra – powoli zbliżamy się do końca tej niespecjalnie fascynującej opowieści. Ostatni rozdział nie bez przyczyny powstawał ponad miesiąc. Pierwszy projekt obudowy powstał dość szybko (i miał kilka błędów). Niestety nie udało się go specjalnie szybko wydrukować – powodem była drukarka 3D, która postanowiła akurat wtedy zacząć zgłaszać swoje fochy. Przeprowadzona na szybko diagnoza pozwoliła stwierdzić, że winna jest dysza. Zanim jednak doszło do tego epokowego odkrycia kilka nieudanych wydruków poszło na śmietnik. Dyszy nie udało się jej przetkać, trzeba było więc zamówić nową. Instalacja przebiegła bez problemu, choć nowa dysza (jak sie później okazało) też nie była pozbawiona wad, ale na szczęście dla tego projektu – nieszczególnie uciążliwych (dla odmiany co jakiś czas następuje spiętrzenie ciśnienia i wylatuje taki plastikowy smark). W końcu udało się wszystko wydrukować. Na to przyszedł cios największy z możliwych – chiński higrostat ni z gruchy ni z pietruchy zaczął działać.
Przez cały ten czas był zamontowany, bo zwyczajnie nie przeszkadzał, aż nagle połapałem się, że nie włącza – tak jak robił to poprzednio – wentylatora przez cały czas a zgodnie z programem. Moje przypuszczenie jest takie, że gdzieś tam był wąs cynowy, który robił zwarcie (zapewne na samym przekaźniku i nie ważne czy był otwarty, czy zamknięty obwód i tak był zamknięty), z czasem cyna się rozgrzała, stopiła i wąs cynowy przestał być problemem. Niby człowiek wiedział, że coś takiego to w zasadzie dyskwalifikuje urządzenie jeszcze bardziej, no ale działa i póki działa to mój entuzjazm do własnego rozwiązania nieco przygasł. Nie mniej jednak była to ostatnia prosta, więc głupio było się poddać.
Wydrukowałem już wszystkie części – kiepsko się to składało, ale działało. Postanowiłem, że chcę mieć wykończenie obudowy na wysoki połysk – pokrywkę pokryłem więc wypełniaczem do drewna (taka szpachla – nawet nieźle to działa) i na koniec chciałem przeszlifować nierówności. Pod sam prawie koniec oczywiście musiałem przesadzić z siłą docisku i nieco połamałem wydruk, nie mniej jednak nadawał się jeszcze do naprawienia. Katastrofa przyszła w monecie gdy chciałem poprawić otwór stożkowy wiertłem. Mój błąd polegał na tym, że wziąłem ostre wiertło, które przeszło przez plastik jak przez masło. Tępe wiertło, albo wiertło widiowe nie zrobiłoby mi takiego numeru. Tak czy siak pokrywka ostatecznie uległa dezintegracji. Wydrukowałem kolejną (w sumie chyba czwartą). Darowałem już sobie wypełniacz i chciałem pomalować ją tylko na biało. Okazało się, że to co wziąłem za białą farbę w sprayu okazało się być bezbarwnym lakierem. Producent uznał, że biała zatyczka nada się w sam raz dla tego produktu, czym udało się mu skutecznie mnie zmylić. Moja pokrywka zaś tym razem przeżyła ten zabieg bez większych problemów, ale moje nerwy już nie i pomalowałem ją na czerwono. Bo miałem czerwoną farbę i wiedziałem, że jest czerwona bo używałem jej już wcześniej i coś już zaczynało mnie powoli trafiać.
Pokrywka pomalowana, obudowa się trzyma – zabieramy się za składanie. Zabrałem się za przykręcenie małego języczka, który miał przytrzymać ekranik urządzenia na miejscu. Specjalnie, żeby nie przesadzić użyłem śrubokrętu, a nie wkrętarki. Mimo to, gdy dokręcałem jeden z wkrętów usłyszałem niepokojący trzask. Okazało się, że ekranik nie wytrzymał presji i pękł. Oczywiście przestał działać i trzeba było organizować kolejny. Koniec końców jednak udało się. Urządzenie zostało zmontowane, przetestowane i… schowane do szuflady. Czeka na rychły zgon swojego chińskiego odpowiednika.
Poniżej kilka fotek na koniec:
Wnętrze tuż przed skręceniem obudowy.
Render zmontowanej obudowy (tak, wiem, guzik widać).
Kod dla Raspberry Pi PICO oczywiscie na githubie znajdziecie tutaj: https://github.com/dziq1981/higrostate załączyłam tam tez pliki STL, gdyby ktoś chciał wydrukować obudowę podobną do mojej.