Zacznijmy od legendy:
Historia świętego Mikołaja z Chyloni
Według legend, na chylońskim wzgórzu zwykł objawiać się św. Mikołaj, okazując swą łaskę każdemu, kto o to poprosił. Cuda stały się na tyle słynne, że sołtys Gdyni wzniósł na górze niewielką kapliczkę, w której w centralnym miejscu ustawiono postać św. Mikołaja. Od tego czasu 6 grudnia, w dniu świętego Mikołaja, zaczęli się tam zbierać katolicy na uroczyste odpusty.
Wraz z nadejściem reformacji luterańskie władze coraz mniej przychylnie patrzyły na liczne pielgrzymki do chylońskiej kapliczki. Pewnej nocy „nieznani sprawcy” zakradli się do niej i uprowadzili znajdującą się tam figurkę świętego. Jak wiadomo niebiosa czasem lubią ingerować w to, co się dzieje na ziemi, więc w cudowny sposób w krótkim czasie figurka powróciła na swoje miejsce.
Zdenerwowani tym luteranie jeszcze kilkukrotnie „porywali” postać świętego Mikołaja, który jednak za każdym razem cudownie powracał na swoje miejsce. Po kolejnym takim powrocie zdecydowano się na radykalny krok – figurce świętego obcięto nogi. Nawet to jednak zdało się na nic, bo figurka ponownie powracała na swoje miejsce z „cudownie odrośniętymi” kończynami.
Któregoś dnia na górze św. Mikołaja pojawiło się także cudowne źródełko. Leczyło ono wszelkie choroby, a najskuteczniej ślepotę.
Opiekę nad tym cudownym miejscem sprawował pustelnik imieniem Weseli. Pewnego dnia pojawił się jednak człowiek, który postanowił sprawdzić cudowną moc źródełka… na swoim koniu. Gdy odwrócił uwagę pustelnika, dał się napić ze źródełka swojemu zwierzęciu, które niedawno straciło wzrok. Oj, nie lubią święci, gdy się ich w taki sposób sprawdza. Koń co prawda odzyskał wzrok, ale za to utracił go jego właściciel. Dodatkowo cudowne źródełko wyschło, co z kolei doprowadziło do śmierci pustelnika, który zmarł z cierpienia i zgryzoty.
Po tych wydarzeniach, pielgrzymi zapomnieli o tym miejscu, które coraz bardziej popadało w ruinę. Z czasem zawaliła się nawet wzniesiona kapliczka.
Wszystko zmieniło się w 1887 roku, kiedy to w Chyloni rozpoczęto budowę kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja. Według kolejnej legendy, znajdująca się w parafii aż po dzień dzisiejszy figurka świętego to ta sama, która swego czasu po każdym porwaniu powracała na miejsce.
Czytaj więcej na: https://historia.trojmiasto.pl/Legendy-gdynskie-i-sopockie-powazne-i-z-przymruzeniem-oka-n95320.html
Zachęceni legendą, wybraliśmy się na tę górę jakieś 3 lata temu. Dojazd okazał się być banalnie prosty – wg poniższej mapki:
Wszystko pięknie pooznaczane:
Dojście do samej kapliczki zajeło nam około 1h z podziwianiem wszystkich drzewek, ciekawych kamieni oraz widoków. A oto sama góra w relacji foto: